Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Bóg wie kto.djvu/19

Ta strona została uwierzytelniona.

srebrną siwiznę na głowie i wokół twarzy. A twarz ta, mocno rumianą cerą właśnie do nazwiska mu przypadała, dwojgiem tylko oczu bardzo błękitnych i błyszczących śród czerwoności ogólnej świecąca. Było to tak zupełnie, jakby kto w ćwikłowy burak wprawił dwie od rosy błyszczące niezapominajki i wszystko razem na srebrnej kądzieli położył.
Nic wcale tedy nie obchodziło nas to, że p. Burakiewicz za interesem jakimś zapewne do gospodarza domu przyjechał i szyłyśmy dalej, w robocie i milczeniu pogrążone, gdy nagle głos na uroczystą nutę nastrojony wymówił.
— Memento mori!
To Oktunia, ręce na kolana opuściwszy i żałosnym wzrokiem po nas wodząc, słowa te pogrzebowe wymówiła i dodała.
— Jak w klasztorze, gdy na Silentium zadzwonią...
— Jak u kamedułów, — szepnęła Stefunia.
— Dla czego nie rozmawiamy? — Rozmawiajmyż!
Aha? Dla czego nie rozmawiałyśmy! Łatwo to powiedzieć: rozmawiajmy! Kiedy ręce niewprawne coś z wielkiem staraniem i niemniejszym zapałem robią,