Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Bóg wie kto.djvu/40

Ta strona została uwierzytelniona.

Wzruszone, zdziwione, onieśmielone cofałyśmy się, dygałyśmy, nie śmiąc daru przyjmować... Hrabina pierwsza pochwyciła jedną z rąk, które go podawały, i mocno ją ścisnęła, poczem ta czerwona, szorstka ręka od jednej do drugiej dłoni niewieściej przechodziła, ściskana, wstrząsana, nie po światowemu, nie po salonowemu, ale po prostu, serdecznie. I mówiliśmy ciągle:
— Czy podobna? Ależ niepodobna! Jakże pan bez futra pojedzie! Dziś tak chłodno! I nam aż tyle niepotrzeba!
— Niepotrzeba aż tyle! No to drugą połę tylko... do dziesięciu czapeczek drugą połę... Pewno jak raz wystarczy...
W ręku Wincusi dziwnie jakoś w porę nożyce błysnęły i zadzwoniły.
— Ot i nożyczki są! — p. Burakiewicz zawołał; — dzięki Bogu, są nożyczki... za pozwoleniem pani dobrodziejki...
Wychwycił z rąk Wincusi nożyce ruchem tak niesalonowym, że aż syknęła trochę z bólu, i w mgnieniu oka resztki baranów swych na stole rozłożywszy: czach, czach, czach! Krojąc, mruczał:
— Twarda bestya ten baran... ale i nożyce szelmy tępe... niech ich dyabli...
A gdy piękne niegdyś futro żadnej poły już nie miało, zaczął pozostałość na siebie wkładać.
— Panie dobrodziejki mówią, że dzień dziś chłodny, ale ja sobie z tego kpię... Zdrów jestem... chwała Bogu, i mo-