wesoło zagwizdał; krótko, ale wesoło, a krótko dlatego, że napadł go chrypliwy, uporczywy kaszel. Skąd się u licha ten kaszel do niego przyczepił?
Aniby zresztą uwagi na niego nie zwrócił, gdyby nie kolega z medycyny, który go raz gwałtem rozebrał, opukał, osłuchał i zawyrokował, że jest to katar oskrzeli, który przy sprzyjających okolicznościach z łatwością uleczony zostać może, lecz przy niesprzyjających... Paradny radca ze swemi sprzyjającemi okolicznościami! »Za parę tygodni najmę sobie apartament, kaloryferami[1] ogrzewany, i wychodzić zacznę nie inaczej, jak w wilczurze i berlaczach[2]. Tymczasem i bez tego wyzdrowieję«.
Jakże może myśleć inaczej, skoro czuje się tak silnym, że w pogoni za tem, co umysł jego zaciekawia, jednym tchem, zda się, zabiedz mógłby na koniec świata. Ma też ogromną, palącą ochotę wzięcia udziału w tym wielkim teatrze, którym jest świat, i odegrania na nim roli nie najmniejszej. Po to tu właśnie od lat trzech przebywa, aby należycie przysposobić się do tej roli. Nauka jest sama w sobie rzeczą arcyciekawą i miłą, ale on w niej widzi jeszcze czarodziejski sznurek, który z nieprzejrzanych wysokości ściąga na ziemię ideały; a ideały — to jego kochanki, ku którym wre krew, bije serce, wypręża się wola i o których nie mniema wcale, aby niedostępnemi były. Jeżeli