będę, dopóki sił stanie, a mam ich mnóstwo! Ho, ho, nie zginę!
Przepyszny widok, zupełnie inny, niż tamten, ale jeszcze wspanialszy, bogatszy, a przede wszystkiem ludniejszy. Pośród dwu rzędów domów tak wysokich, że z dołu nie widać okrywającego dachy ch śniegu, ulicę, jak nieskończoność, długą, jak ramię olbrzyma szeroką, okrywa tak gęsty ludzki i zwierzęcy tłum, że gdzieniegdzie tylko pobłyskuje z pośród niego śnieg, zaściełający ją od krańców do krańców. Domy białe, śnieg biały, tylko wstęga nieba nad ulicą blado-błękitna, tłum ją okrywający pstry i po obu stronach tłumu dwa szlaki szyb kryształowych, jaśniejące połyskami i barwami drogich metali, kamieni i materyi. W tłumie tyleż przynajmniej koni, ile ludzi. Jedne małe, gęsto-grzywe, mkną, jak błyskawice; inne rosłe i szlachetne, spokojnie, poważnie kroczą. Te, do apokaliptycznych[1] zjawień podobne, cwałują z potężnemi szyjami, w przeciwne sobie strony wygiętemi; tamte biegną szybko, równo, z wdziękiem kołysząc wytworne ciała. Wszystkie ciągną za sobą nieprzeliczoną ilość sań malutkich, większych, wielkich, rozłożystych, na których znowu w zmiennym, szalonym wirze ścigają się, krzyżują, przemykają, przelatują puchy bogatych futer, barwy kosztownych strojów, wysokie pióropusze, złocone guzy, jaskrawe naszycia... Nad tą wezbraną rzeką ruchu gdzieniegdzie stoją szeregi nieruchomych, drogo-
- ↑ Apokalipsa, księga pełna widzeń, napisana przez św. Jana apostoła.