znagła ogarnęła go taka senność, że zaledwie poruszać się jest w stanie. Czy to z zimna, czy z głodu, czy z innej jakiej przyczyny nogi tak słabną, a powieki w dół opadają.
Tyle tylko przytomności w głowie mu zostaje, że sam do siebie woła:
— Pal licho! jak zdenerwowana panienka, mdleć będę, czy co?
I taka go złość przeciw sobie samemu porywa, że z nadzwyczajnem wysileniem wyprostowuje ciało i duszę, głowę do góry podnosi i oczy szeroko otwiera. Bajki to są, że człowiek znieść nie może tego, co znieść potrzeba! Mam przecie wolę, zdolną ziemię z posad jej poruszyć, myśl, tylu rzeczy namiętnie ciekawą, wiarę w ideały, pewność ich ziszczenia, nadzieję, że w ich ziszczaniu znakomity wezmę udział... Reszta jest głupstwem... hej, hej, wytrzymam!... nie zginę!
Wtem stanął i wpatrzył się w jedno z wielkich okien, których szereg nieprzejrzany ciągnął się za nim i przed nim. To przecież okno nie jaśniało blaskami ani barwami drogich metali lub materyi, lecz na przepyszną ulicę patrzył przez nie sklep pasztetnika, pełen takich gastronomicznych[1] dziwów, o których nie każdemu śnić się nawet może. Jemu śnić się one mogły, bo widywał je często w tem oknie, w wielu innych, ale nie śniły się dotąd nigdy może dlatego, że, mijając je, miewał zawsze głowę tak nabitą dziwami wiedzy i przyszłego ziemskiego raju, że dla gastronomicznych
- ↑ Gastronomia — umiejętność przyrządzania potraw.