Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Daleko. Karyery.djvu/26

Ta strona została uwierzytelniona.

że ideę dziennikarską zrozumiał i służyć jej zapragnął. Wyszedłszy stamtąd z szampanem w głowie, myślał: — »Ej ty, Boże mój, cóż to później będzie, kiedy teraz już tak?«
Już mu teraz żenienie się z Tanią niebardzo do smaku przypadało. Lubił ją, i ona go lubiła, od dawna i z duszy. Porzucić jej nie myślał, ale i kuli do nogi przywiązywać sobie nie chciał. Niechaj dziewczyna na niego poczeka. Wielką już łaskę jej zrobi, jeżeli kiedykolwiek za żonę ją weźmie. Grzesznym człowiekiem był: to też, widząc się teraz podniesionym i takie mając nadzieje, nie mógł z głowy wyrzucić węża, który w niej gwizdał: »Poco ci wiązać się z córką kiełbaśnicy, kiedy może i generałówna jaka za ciebie wyjdzie, gdy już zasłużysz się idei i na wysokiem krześle siądziesz«. Grzesznym człowiekiem był: to też idea nie zasłaniała przed nim karyery. Stary ojciec płakał: »Pomódz mi niema komu, w trzęsących się rękach sklepu z pomarańczami i orzeszkami nie utrzymam. Rozsypią się, w nędzę wpadnę, sam na tem stracisz«. Matka biadała, i Tania spuchła od płaczu. »Ty tam o mnie, gołąbku, zapomnisz!« On murem przy swojem stał. Nie gnić człowiekowi na jednem miejscu grzybem, ale wzrastać mu w dumę, zaszczyty i pieniądze...
— Ej, gospodarzu, jak ja wyrosłem... a? Wódki! bo pod tę ławę zwalę się zaraz i z żalu pod nosem ci zdechnę! Ot tak! teraz znowu w oczach, jaśniej, i przed pamięcią stają te pola, te pagórki, te dolinki, laski, rzeki. Naturę lubię,