obecność jego od melancholii ratować-by mnie mogła, jako też mówienia o rzeczach, nie obchodzących mnie wcale w stopniu nawet najmniejszym, a unikania wszelkiej rozmowy, któraby mi pociechę lub korzyść sprawiła. Co jednak nietylko mnie już zasmuca, ale i zawstydza, to, że o sobie samym nic o wiele lepszego pod tym względem powiedzieć nie mogę. Wprawdzie żadnego z przyjaciół moich jawnie ani skrycie za oszusta nie ogłaszałem i żadnego z nich żony nie porywałem z sobą w wyższe sfery, bo takie kwiaty nie wzrastały na gruncie charakteru mego, którym, jak wiadomo, nie ja sam miałem zaszczyt siebie obdarzyć. Ale zlać się z drugą osobą w moralną jedność tak zupełną, aby aż zapomnieć, że ona mną a ja nią jestem, aby jej błędy i przywary nieść tak ślepo i lekko, jak się zazwyczaj niesie własne, aby przenikać najsubtelniejsze jej potrzeby i umieć im czynić zadość, do tego wszystkiego na równi z przyjaciółmi mymi nie byłem zdolny. Mniej może od wielu innych despotyczne, tkliwsze, uczciwsze, niemniej przecież niepozbyte ja, było w najdroższych nawet stosunkach moich wiecznie obecnem i więcej niż połowy swoich wymagań, krytyk, nawet humorów, zrzec się nie mogło. Pomimo to, śmiem utrzymywać, że dosiągłem w tej mierze maximum mnie
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 01.djvu/036
Ta strona została skorygowana.