który jednocześnie na milionach miejsc się zjawiasz, wszędzie i wszystkim płatając figle, najczęściej bezsensowne, lecz za to okrutne! Od dzwonka u drzwi wchodowych i złego humoru kucharki, do spadającej z gzymsu dachówki, gradowej chmury i skieletu śmierci, traf wszelkie postacie na siebie przybiera i sprawia, że znajdujemy się w towarzystwie naszych bliźnich wtedy właśnie, gdy po samotność pójść-byśmy radzi, nietylko pod kanapę, albo i pod ziemię, a samotni musimy być wtedy, gdy duch nasz od bliźnich otrzymać pragnąłby wsparcie, albo ich swoją uciechą obdarzyć; że na stole swoim znajdujemy lichy obiad przy psim głodzie, a wyborny przy zupełnym braku apetytu; że mucha, jad karbunkułu na ryjku niosąca, raźnie omija szpitalną babę, a całuje męża pełnego sił i zamiarów, lub rozkochaną w życiu i swoich marzeniach dziewicę. Ani spamiętać, ani wyliczyć podobna kolosów przewróconych, kwiatów zdeptanych, nosów stłuczonych i serc pękniętych — trafem. Dość powiedzieć, że traf stoi u dwu przeciwległych wrót życia, u początku jego i u końca. Nic nie objaśnia mię dla czego na tym, nie na innym puncie czasu, przestrzeni, społecznej i intelektualnej drabiny przybyłem na świat, i nikt przewidzieć lub obrachować nie zdoła
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 01.djvu/038
Ta strona została skorygowana.