jakim sposobem, przez co i kiedy ze świata zejdę. Pomiędzy zaś dwojgiem tych wrót długa droga, wśród której co krok, co chwila, jakieś coś nieznane, niedojrzane, swawolne, stołek mi podstawia wtedy właśnie, gdy najprędzej iść potrzebuję, kwiatami na mnie rzuca, gdy cieszyć się niemi nie mam czasu lub humoru, plącze najstaranniej wyprzędzone przezemnie pasma, a na krośnach moich zasnuwa barwy i wzory, o których mnie nigdy ani się śniło. Wpatrując się najbaczniej w łańcuch przyczyn, nie mogę odkryć tej, która sprawiła, że grad zniszczył zboże, nie Pawła, ale Jakóba, że mój dobry znajomy zwichnął sobie rękę nie lewą, lecz prawą, że w najbliższem mojem sąsiedztwie zamieszkał człowiek, nie ten, który byłby ozdobą dni moich, lecz ten, który stać się miał ich trucizną. Więc mieć uczucia, pragnienia, zamiary, w granicach ludzkiej możliwości umieć i wiedzieć wiele, w poczuciu ludzkiej godności wysoko głowę nosić — i przy tem wszystkiem być w ręku nieznanego, swawolnego chłopczyka piłką — niewesoło!....
...Co prawda, godność człowiecza mnie bynajmniej w pychę nie wbija. Gdybym był sędzią, skazałbym siebie samego na głęboką pokorę. Popełniłem parę grzechów głównych i mnóstwo powszednich, a przybywszy na
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 01.djvu/039
Ta strona została skorygowana.