rozrosłem cielsku, istniało coś więcej nad mięśnie, przez zjadany chleb odtwarzane, coś więcej nad troskę o chleb do zjedzenia? Kości i muskuły jego, wśród trosk i trudów cielesnych, tak potężnie się rozrosły, iż łatwobym mniemał, że same jedne go stanowią. Tymczasem — patrzcie: on kocha, a to jedno ogniwo uczucia wywołuje do bytu inne. Wszystko to przecież jestże tym ideałem nieskazitelnym i wiecznotrwałym, którego pragnieniem płonąłem w młodości i którego nieznalezienie w odmęt melancholii rzuciło mój wiek dojrzały? Wcale nie; czas je osłabić, interes niemi zachwiać może, śmierć najpewniej kres im położyć musi. Mniejsza o to; te okruchy ideału osłabną, zachwieją się, przeminą, ale były, i dopóki ludzkość trwać będzie, na różnych punktach czasu i miejsca odradzać się nie przestaną. Znalazłszy się pośród zjawisk, znikomych i skazitelnych, ale naturze mojej pokrewnych, doznałem takiego uczucia, jakbym odetchnął powietrzem dawno opuszczonej, albo i wcale nie znanej, lecz ukochanej i uwielbionej ojczyzny...
....Sam także przez chwilę wcielałem w siebie to, za czem tęsknota mnie trawiła. Doskonale, absolutnie pozbyłem się, choć na chwilę, swojego ja, do tego stopnia uczułem
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 01.djvu/058
Ta strona została skorygowana.