Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 01.djvu/079

Ta strona została skorygowana.

rzyła, ani ja mniej wartości, że nie w ten, lecz w inny sposób obdarzony przez nią zostałem. Bo naprawdę, skoro nie mogę cierpieć tak, jak oni, więc nie mogę, i skądże możność tę wezmę? Próbowałem być (z musu) cierpliwym, wstrzemięźliwym, wytężałem ku temu całą wolę — i nic! Miotam się, wściekam, nerwy mi ledwie nie pękają, wszyscy dyabli we mnie wstępują i tak lub inaczej muszę dogodzić sobie, aby przestać cierpieć. Ale w zamian, — jakże ja umiem używać! Z jak doskonałem znawstwem i z jaką wyrafinowaną sztuką spożywam smaczny kąsek życia, ilekroć mi się on dostaje! Pospolite obżery jedzą mięso wielkimi kawałami i piją wino wielkimi haustami, byle tylko najeść się i napić. Dla mnie każda najdrobniejsza przyjemność posiada właściwą sobie słodycz i woń, któremi rozkoszuję się z osobna i długo, bo przedtem wyobraźnią i potem jeszcze pamięcią. Z tą zdolnością do pogłębiania przyjemności łączy się we mnie zdolność do ogarniania umysłem i zmysłami ich niezmiernie szerokiego pola. Piękny obraz, dobra muzyka, malowniczy widok natury, książka naukowa, albo poemat, w ciszy gabinetu powoli czytany, dramat w blasku gazowych świateł i upale ludzkiej ciżby na teatralnej scenie odgrywany — z jednej strony; z drugiej — kobiety, pasztety,