Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 01.djvu/082

Ta strona została skorygowana.

umiejętność i pomysły swoje mógł w rzeczywistość zamienić. Filistry pewno wyobrażają sobie, że byłby to długi ciąg rozpusty. Ciasne głowy, tępe zmysły, poziome wyobraźnie! Byłby to owszem poemat w życiową formę wcielony, byłby to długi, nieprzerwany ciąg wzlatywania nad poziomy, a wobec jego scen i sensacyj pogasłyby żary i omdlały blaski Sardanapalów i Lukullusów. Kiedy pomyślę, że zdolności i natchnień swoich w tym kierunku nigdy nie zużyję, że tego poematu, który mię rozpiera, nigdy z siebie nie wydam, że najwznioślejsza część mojej istoty strawi się bezpłodnie wśród szarzyzny życia, jak szlachetne kadzidło w lampie kuchennej — to ta niemożność wskrzesza we mnie taką nienawiść i wzgardę dla świata, taką do życia odrazę, że ręka moja pomimo woli sięga do szuflady i dotyka małego, chłodnego narzędzia, które jest ostatnią, dobrą ucieczką dla srodze skrzywdzonych....
»Najnieznośniejszy może gatunek filistrów stanowią ci, którzy ciągną mię na niziny społeczne i z maślanemi od rozczulenia twarzami, wołają: »Patrz-no, patrz-no tylko, co tam się dzieje!« No, cóż takiego? Orzą tam, kopią rąbią, dźwigają ciężary i różne inne rzeczy robią... Panie Boże, dopomóż! ale mnie co do tego? Ku tym właśnie celom są stworze-