Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 01.djvu/089

Ta strona została skorygowana.

gata — tem lepiej; jej bogactwo nie przestałoby do niej należeć, gdyby została moją żoną, a obojgu nam udzieliłoby możności utworzenia tego poematu życia, o którym marzyliśmy wspólnie i jednostajnie. Ach, bo oboje należymy do tego ostro zakończonego szczytu ludzkości, będącego jej kwiatem, zaszczytem — kto wie? może celem, do którego nieświadomie ona dąży. Spotkanie się dwu takich istot, w najwyższym stopniu usubtelnionych i ku doskonałemu wyzyskaniu pracy wieków i pokoleń przysposobionych, zdarza się bardzo rzadko, dla tej prostej przyczyny, że istnieje ich bardzo niewiele. Błogosławiłem traf, który na rzecz moją, a raczej naszą, uskutecznił jedno z tych spotkań i zarazem usuwał całkowicie te skrupuły, czy wątpliwości, których kto inny doświadczać mógłby z powodu jej majątku. Tu mezalians z pozoru tylko znajdował się po jej stronie, w gruncie zaś rzeczy ja do związku tego wnosiłem więcej, niż ona: po prostu ratowałem ją od bardzo możliwego mezaliansu fizycznego i duchowego z jakimś, choćby miliony posiadającym, szarakiem. Któż nade mnie mógłby więcej, lepiej uczynić ją szczęśliwą? Z kimże zgodniej i weselej przebyłaby przyszłość, której obraz, tyle razy połączonemi siłami dwóch naszych wyobraźni