nych w niej pierwiastków idealizmu i bohaterskości. Gdyby i tak było, tem większe przejmowałoby mię oburzenie, że wszystkie te idealne, bohaterskie prace i poświęcenia dokonywają się ku tem większej chwale i korzyści kilkuset milionerów. Bo oprócz tych ostatnich, któż na tej ziemi jest szczęśliwym? Może, jak mówi biblia, ten »który wodę nosi i drzewo rąbie?« Czyliż jednak podobna z tak twardą głową i tak grubymi nerwami być szczęśliwym? Może poczciwy filantrop z bajki który znalezione na ulicy dziecię troskliwie do domu swojego niesie? Ależ trochę tylko a zacznie mu ono utuczonemi przez niego piąstkami wyrywać włosy z głowy! Może ten nawskróś uczuciowy chłopak, który w dwóch izdebkach na 4-tem piętrze tak czule i błogo grucha z młodą żoną? No, no, zdaje mi się, że już ją raz dojrzałem, gruchającą o zmroku z jego przyjacielem. A poczciwy Zygmuś, który dowodził, że szczęście człowieka w altruistycznych uczuciach i czynach? Daleko, tak daleko że chyba płowy sobol dostrzedz go może, zajechał na altruizmie. A mój braciszek, który, na paru włókach poojcowskich siedząc, długo kwitł zdrowiem i dobrym humorem, a gdym go o zagadkę ich zapytywał, z miną najszczęśliwszego z kochanków wołał: »Ziemia, bracie, ziemia, ziemia!« Od
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 01.djvu/095
Ta strona została skorygowana.