nął się trzeci raz: apartamencik na pierwszem piętrze nieduży, ale urządzony... pocałował końce dwóch palców... Uśmiechnął się raz jeszcze — najszczerzej i najradośniej: Oktawia...
Porwał się z fotelu. — Hej, lokajczyku — tymczasem, zanim będzie kamerdyner; ubierać się... wychodzę, wyjeżdżam... tymczasem wychodzę, zanim wyjeżdżać zacznę!
Nie miał czasu, śpieszył, śpieszył! Za temi ścianami było wielkie miasto, pełne gwaru, szumu, wesołości, najrozmaitszych słodyczy, świetności, piękności; za tem miastem był świat szeroki, pełen ogromnych stolic, wspaniałych widoków, wstrząsających wzruszeń, rzadkich rozkoszy...
We wnętrzu tego świata przelewał się, wrzał, głosami wszystkich Syren śpiewał wrzątek życia; u szczytu jego, jak bogini na globie, stała ta kobieta z tak nadzwyczajnie cienką skórą i artystyczną duszą, ta ostatnia strofa, dla której utworzenia wyśpiewanym został poemat dziejów...
Hej, zanurzyć się we wrzątku życia! Hej, z tryumfem na czole i nie już nadzieją, ale pewnością szczęścia rzucić się w objęcia świata! Prędzej! prędzej! prędzej do życia, w świat!
∗
∗ ∗ |