z tem swojem doktorskiem narzędziem marudzisz — chciałbym bardzo uczynić to samo i z tobą, tylko że nie wypada....
W głowie mojej, niegdyś tak dumnej, wesołej i, jak powiadano, pięknej, a teraz tak zestarzałej, mizernej i biednej, zrywa się już niekiedy wątek myśli, i nie wiem już od czego zacząć miałem... Mniejsza o to! Niech sobie będzie i to zdarzenie, które zresztą przytrafiło się prawie u początku mojej świetnej i pełnej chwały drogi. Mówię: zdarzenie, bo wiedz o tem, doktorze, że moja jedna setna bardzo rzadko dawała mi wiedzieć o sobie bez jakiej zewnętrznej pobudki. Daje to świadectwo o jej słabości, zapewne. Ale w zamian drobne czasem przyczyny wystarczały do wydobycia jej na wierzch, co świadczy znowu o jej twardości i utajonej sile. Zdarzenie zaś, które mi teraz w pamięci napływa, było takie.
Zdaje się, iż 25-go roku jeszczem był nie skończył i od trzech lat przebywałem za granicą, tyle tylko z krajem łączności mając, że rządcy i plenipotenci przysyłali mi stamtąd pieniądze. Większą część tego czasu przepędziłem w Wiedniu, bo i wielką słabość do tego miasta czułem zawsze i szalenie kocha-