Gdy raz pomyślałem, jakby to jakoś inaczej... — parsknąłem śmiechem i nazwałem się idyotą. Czy do szkoły na ucznia się zapiszę, albo ziemię przodków moich orać zacznę? Może do kamedułów? To ostatnie, dla samej oryginalności swojej, podobałoby mi się najwięcej, tylko, że nie widziałem celu. Zamiast hulania — próżniactwo; zamiast sztrasburskiego pasztetu — pieczeń z masła, osypywanego suszoną bułką. Nie warto zachodu.
Gdybym był podówczas zasłyszał o jakim mistrzu nad mistrzami, chodzącym po świecie i zbierającym uczniów, byłbym mu do nóg padł... Nie uśmiechaj się, doktorze, ale przypomnij sobie Magdalenę... Nie miałem komu do nóg upadać, ani za kim iść, a sam najzupełniej zdobyć się nie mogłem na najmniejszy pod tym względem pomysł. Po paru tygodniach takich medytacyi i alteracyi machnąłem ręką, kazałem spakować rzeczy i pojechałem do Egiptu, któregom był jeszcze nie widział. Bardzo bawiła mię ta podróż, tylko że wnosiłem w nią mętne, utajone uczucie głębokiego nieszczęścia...
Kiedym przed trzema laty do dóbr swoich przyjechał, z zamiarem przepędzenia w nich