Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 01.djvu/158

Ta strona została skorygowana.

swoich synów. Wiedziałem o tem jego oczekiwaniu i z wiadomości tej skorzystałem.
— A tak — rzekłem — do papy mego przyjechałem.
— To dobrze, to dobrze! — ucieszyła się — bo papcio czekał i doczekać się nie mógł... ale chyba niedawno, niedawno, króleczku mój, przyjechałeś, bo wczoraj jeszcze nie było... Karolkiewicz ekonom mówił, że młodego pana Rzęskiego jeszcze we dworze nie było.
— Kilka godzin temu przyjechałem.
— To dobrze, to dobrze! dla papci dobrodzieja pociecha wielka! a ja sobie do lasku dziś poszłam i od samego ranka grzybki zbieram... to i nie wiedziałam o niczem... nie wiedziałam.
Kiedy mówiła to i, przez paprocie przestępując, wysoko duże nogi podnosiła, zauważyłem, że stopy jej okręcone były łachmanami i trochę tylko okryte rodzajem bardzo grubych, podartych pantofli. Ale łachmany, zastępujące jej pończochy, były jak śnieg bielutkie i spódnica tak podarta, że nie rozumiałem, jak trzymać się na niej mogła, bardzo czysta. Pouczepiały się tylko do niej, jako też do zrudziałego kaftana, drobne gałązki jałowcu i źdźbła różnych ziółek, których też zapach od niej uderzał.
— Wiecie już, kim jestem, babuniu — za-