— A jakże, króleńku, a ma się rozumieć, że pełny. W tym roku grzybków jest dużo, a szczególniej rydzyków. Chwała niech będzie za to Panu Bogu najwyższemu!
Jezus Marya! Czy podobna tak żarliwie za obfitość rydzyków Panu Bogu dziękować! Ale wkrótce przekonałem się, że miało to swoją słuszną racyę. Bez cienia skargi, albo nawet przypuszczenia, że było to nędzą, opowiedziała mi, że w porze grzybów, gdy jest ich wiele, samemi grzybami żyje, co jej kartofli otrzymywanych ze dworu, na zimę oszczędza. Krupek tylko trochę dosypie, cebulki dołoży i zupka doskonała jest. Zje jej sobie z chlebem miseczkę i syta. Czasem też dla rozmaitości na węglach je piecze i z solą je, a to już przysmak nad przysmakami. Soli trochę dają jej we dworze z łaski, bo tego w emerycie nie wymówiono; ale pan Rzęski bardzo dobry i wyrozumiały człowiek, czasem nawet i parę funcików słoninki dołożyć każe... daj jemu, Boże, zdrowie i wszystko dobro!
— A gdzież mieszkacie, babuniu?
— A w tej izdebce, co to nad stajnią...
— Pokażcie mnie swoje mieszkanie.
— Owszem, owszem! Niech pan dobrodziej będzie łaskaw, zajdzie do mnie... wielki to dla mnie będzie honor... tylko, króleńku,
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 01.djvu/162
Ta strona została skorygowana.