Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 01.djvu/177

Ta strona została skorygowana.

przepędzę całą najpewniej, — więc w długie wieczory będzie mi staruszka piosenki swoje śpiewała i opowiadała, jak tam tacy, jak ona, żyją... a ja jej za to zawsze cośkolwiek smacznego przyniosę i powiem: jedz, babuniu! to za twoje grzybki z krupkami i cebulką! Miękki stołeczek także pod stopy jej przystawię, ciepłym pledem je okryję i powiem: »A to, babuniu, za twoją drabinę i podarte pantofle«. O Boże, bez granic ufać, choćby jednej duszy ludzkiej, dobrej bez granic; choćby z jednych ust usłyszeć podziękowanie i błogosławieństwo! Być czyjąś opatrznością i zarazem dzieckiem, choćby słabem i rozpłakanem, choćby występnem, ale wiedzącem, że mu wszystko, wszystko przebaczonem zostanie!
Zaledwie do domu wszedłem, Rzęskiego, który mię witał, przyjąłem zapytaniem:
— Jak się ma Kuleszyna?
Zdziwił się bardzo, ale więcej jeszcze zmieszał.
— Bardzo mi przykro, ponieważ, jak widzę, staruszka ta pana obchodzi... ale właśnie... na nieszczęście... pochowaliśmy ją przed tygodniem. Tak niespodzianie... na zapalenie płuc... zmarła.
Ręka moja była jeszcze tą samą, która w przystępie wściekłości tłukła na szczątki