Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 01.djvu/185

Ta strona została skorygowana.

lękam się czegoś i bardzo mi słabo... Gasnę. Może tej nocy umrę. Radzisz, abym napił się wina? Ot, dałbyś lepiej morfiny... fi! jakże skrzywiłeś się brzydko! Dokuczam ci tą prośbą daleko częściej, niż na spełnienie jej pozwala twoje doktorskie sumienie. Obrzydliwi pedanci, z tem wiecznem swojem pamiętaniem o sumieniu! Ja tam niewiele o takich rzeczach myślałem i doskonale na tem wyszedłem, co? No, niech już sobie będzie i wino, a potem konfitury. Obiecuję ci zjeść ich wiele, bo to jedyna rzecz, której jeszcze łaknie podniebienie moje.
Ciekawość, dlaczego ci, którzy upijają się, nie po chłopsku: wódką, ale po pańsku: morfiną, tak niezmiernie lubią słodycze? Ale nad tem niech sobie fizyologowie głowy łamią... ja wolę stwierdzać fakt, że ten smażony ananas jest wybornym.
...A teraz, usiądź naprzeciw mnie i może po raz ostatni już pogadajmy. Mam tylko kilka uwag do zrobienia. Wszakże na samym początku rozmów z tobą uprzedziłem cię, że w 99-ciu częściach byłem istotnie takim, jakim mię świat widział, a tylko jedna setna moja była od tamtych inną i płatała mi czasem figle i niespodzianki. Nie powinieneś więc był spodziewać się usłyszeć coś więcej nad to, co usłyszałeś. Jednak dziwnie pra-