Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 01.djvu/188

Ta strona została skorygowana.

Ta jego narzeczona była, równie, jak on, świetną, piękną i bogatą; za nią znowu przepadali mężczyźni. Nigdy go jeszcze tak wesołym nie widziałem, jak podówczas; nigdy też szczęście pod każdym względem bardziej mu nie sprzyjało.
Pewnego wieczora przecież, a raczej pewnej nocy, coś niezwykłego w nim spostrzegłem. Rzecz drobna zresztą. Po bardzo wesołej kolacyi i pomyślnie dla niego zakończonej grze, od zielonego stolika powstawszy, oparł się na nim dłonią i stał przez chwilę nieruchomy, ze zmarszczonem czołem i pięknemi swemi oczami, zapatrzonemi kędyś daleko, a tak szklisto, jakby wszystkie myśli jego w głąb’ głowy uciekły, w źrenicach pozostawiając próżnię. Tak był znieruchomiały i odrętwiały, że nie słyszał, jak go wielokrotnie po imieniu i nazwisku wołano, a gdy nakoniec obudził się z tej kamiennej zadumy, przypatrując się mu uważnie, spostrzegłem że skrzywił usta tak, jakby coś niesmacznego połykał, a potem ręką machnął i szeroko, jak ktoś śmiertelnie znudzony, ziewnął.
Tylko tyle wtedy było; ale w dwa dni potem, ten człowiek zastrzelił się. Dlaczego to uczynił? Bez żadnej widocznej przyczyny. Nie zgrał się w karty i nie shańbił się żadnym postępkiem, który takim, jak on i ja,