Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 01.djvu/191

Ta strona została skorygowana.

istoty, przeciw tej jednej setnej walczące. A przecież, ona jest... ta... ta jedna setna i czasem w rękę pistolet wciska, lab wnętrza grobów przed oczami maluje... lub świat cały ukazuje w postaci wielkiej bańki mydlanej. Co tu długo mówić? Jeżeli człowiek w pogodę pragnie burzy, a śród burzy wzywa pogody... pragnie kochać, kiedy niema już czem, albo wykąpać się w krynicy, kiedy już z błota mu nie wyleść... to... to jest on... co tu długo mówić...
Ale mnie już mówić coraz trudniej... Duszę się i takie straszne bóle... tu, w głowie i tam w plecach... Czy już umieram? Czy moje serce już zaraz... przestanie... jakto ona mówiła? cinkum-pakum... cinkum-pakum... O miła moja babuniu, chodź do mnie, tylko prędzej... na daleką drogę pobłogosław!..
— »Dziękuję. panie!« To ja dziękuję ci, bracie! Może uściśniesz mię? Nie śmiesz? Cha, cha, cha! takim jasny!..
Duszę się... Bóle ustały, pewno na chwilę... tylko duszę się strasznie i tak mi smutno! Trochę, odrobinę... Na Boga cię zaklinam, na twoje dzieci, na braterstwo ludzkie... choć trochę, choć odrobinę morfiny, doktorze!