Czemuś ty mi, życie,
Nie dało do ręki
Srebrzystego sierpa...
Prędko odwróciła się i znowu kilka razy salonik przebiegła. Tak. O, jak ci poeci odgadywać umieją udręczone dusze ludzkie! Tak; dla czegóż nie jest ona chłopką, która »srebrny sierp« z ręki wypuściwszy, u wesołego, ludnego ogniska zasiada, z ciałem strudzonem, lecz z sercem spokojnem? Jej ciało mogłoby słodki spoczynek znajdować na tych miękkich kozetach, fotelach, szezlongach; ale skoro miota nim burza serca, skoro nigdzie znaleźć nie może spokoju, cóż jej z kozet, fotelów i szezlongów? Gorzko zazdrościła małym, biednym, spracowanym, i namiętnie przeklęła swoje bogactwo...
Znowu wypadkiem znalazła się przy stole i wzrok jej upadł na czarne słowa:
Czemuż z mego czoła
Pot nie spłynął rosą?...
Ze wzniesionemi oczyma stała przez chwilę zamyślona, aż obejrzała się dokoła. Cokolwiek robić! do potu czoła cokolwiek robić! Robotą napełnić czas, uśpić pamięć, ostudzić wstyd istoty opuszczonej, sponiewieranej i — ach, nikomu na całej wielkiej ziemi niepotrzebnej!