Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 01.djvu/212

Ta strona została skorygowana.

nie dla herbaty zresztą tu przychodząc, bo wiedziała o tem, że mógł pijać własną. Przyjemność rozmowy pewno nie była także przyciągającą go tu przyczyną; nigdy innej, niż teraz, nie prowadzili.
Nałóg niejako uprzejmości, sam fakt, że miły czy niemiły, ale był gościem w jej domu, zmuszał ją do prowadzenia jakiejkolwiek rozmowy.
Po chwili więc milczenia powiedziała mu, że od kogoś, kto czasem go widywał, słyszała, że przed kilkoma tygodniami był chorym.
— Głupstwo! — odpowiedział. — Reumatyzm w nogach gorzej dokuczał i wolności żołądka byłem dostał... pewno od tego nieświeżego mięsa... Już przeszło.
Nieprzezwyciężony i do ukrycia niepodobny niesmak usta jej wykrzywił.
Cała jej wykwintna natura i wszystkie przywyknienia wzdrygnęły się przeciw musowi słuchania o takich niemożliwych rzeczach.
Umilkła i siedziała ze spuszczonemi oczyma, aż usłyszała głuchy stuk upadającego na kobierzec przedmiotu, podniosła powieki i ujrzała widok, który znowu wydał się jej śmiesznym i wstrętnym. U stóp gościa leżała laska, którą przed chwilą z rąk wypuścić musiał, a teraz podnieść usiłował nadaremnie. Całą