Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 01.djvu/269

Ta strona została skorygowana.

wpatrując się w podłogę, krótko odpowiedział:
— Wiem.
Obaj umilkli, a dokoła zegary mówiły szmerem nieustannym: »tak-tak«, »tak-to-tak«, »tak-to-tak«, »tak-tak«, aż nagle wytrysnął ze szmeru głos donośny, na całą izbę wołający: »ku-ku! ku-ku!«
Hrabia wstał i, zbliżywszy się do zegara, stanął przed nim. Futro miał rozpięte, bo mu się gorąco zrobiło w dusznej izbie i na oczach swoje już okulary w złotej oprawie.
Z głową podniesioną długo patrzał przez te okulary na zegar staroświecki, aż przemówił:
— Ile żądałbyś za ten zegar?
Żyd, siedzący przy stole, głowę podniósł i uśmiechając się, odpowiedział:
— Co ja mam za niego żądać? ja za niego nic nie żądam.
— Jakto? przecież handlujesz zegarami!
— Jasny pan powiedział prawdę. Ja zegarami handluję, ale ten zegar do handlu nie należy.
Hrabia ze ździwieniem obrócił się ku niemu.
— Dlaczego? To przedmiot mający cenę znaczną. Sam nabyłbym go chętnie.
Żyd wstrząsał głową potakująco.