jedno, obwiedzione murem nizkim i napełnione kamieniami sterczącemi. Nie było tam, jak tutaj, ani drzew, ani grobowców; nic, tylko mnóstwo kamieni sterczących, w blasku słońca czerwonawych i dokoła żółte piaski. Cmentarz żydowski.
Berek oparł łokieć na kolanie, twarz na dłoni i kiwał się powoli to w tył, to naprzód, w takt kowadła, które pomiędzy nim a trumną zasypywaną piaskiem kuło ogniwa niewidzialne. Zcicha mówił:
— Tu jest koniec twój i mój!
Przestał mruczeć, ale siedział jeszcze pod brzozami, szary w zieloności otaczającej, śród świegotu ptastwa, nad mogiłą nakrapianą fijołkami.
A dwa cmentarze, jeden cały w drzewach i krzyżach, drugi ze sterczącemi kamieniami na piaskach żółtych, jedno wspólne niebo skuwało ogniwem wysokiem i szerokiem.