wiedzać raczy? może jej dusza wnet, wnet przez blade usta krwawym płomykiem uleci i w tem ognisku światła, które za kratą ołtarz oblewa, utonie?« Pełna pokory wobec duchowej wyższości tej siostry, zakonnica z pękiem żółtych świec na ramieniu, a jedną zapaloną w ręku, chwilę jeszcze stoi i czeka, aż nieśmiałym ruchem habitu jej dotyka znowu szepce:
— Siostro Mechtyldo!
Na koniec usłyszała i, nie podnosząc głowy, ruchem istoty w śnie pogrążonej, rękę po świecę wyciągnęła. Z przenikliwemi tonami dzwonków, które teraz u stopni ołtarza rozbrzmiały i ze światłami oszklonych pochodni, ktoremi sługi kościelne nad swojemi szkarłatnemi pelerynami wysoko w powietrzu powiewają, z drżącym głosem starca, który z pod ciężkiej i błyskami dyamentów migocącej infuły, sam jeden śpiewa: »Beatus vir, qui timet Dominum«, łączy się niedosłyszalny, bezdennie smutny szept jej bladych, powoli poruszających się ust.
— Do łaskawości twojej przywykłam, zbawco mój, i gdy mi ją odjąłeś, mdleję i konam!
Od dobywającego się z samego dna jej piersi westchnienia podnosi się i chwilę nad jej ustami drży w powietrzu rąbek welonu.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 02.djvu/016
Ta strona została skorygowana.