Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 02.djvu/053

Ta strona została skorygowana.

lecz bardzo ożywionych rysach. Dla potrzeb pensyi czytywała ona wiele książek i prowadziła wiele rozmów, z religią związku nie mających; przywykła rządzić, rozkazywać, głos podnosić, kroku przyśpieszać, z odkrytą twarzą patrzeć na mnóstwo ludzi płci obojej. Teraz także śpiesznie i z frasunkiem na twarzy dokądściś biegła, piętami głośno o podłogę uderzając, i z rozwiewającym się u twarzy i ramion welonem. Tak jej było pilno i tak czemś myśl miała zajętą, że gdy siostra Mechtylda, przy rozmijaniu się z nią, z nizko pochyloną głową wymówiła zwykle pozdrowienie: »Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!« — odpowiedziała tylko: »Na wieki!« i resztę wyrazów połykając, dalej biedz miała. Ale siostra Mechtylda drogę jej zastąpiła.
— Matko Norberto!
— A co? co, siostro? Do matki wielebnej lecę! Taki mam straszny kłopot... dwóch nauczycieli tracimy... aż dwóch od razu... i to w starszych klasach, gdzie siostry zastąpić ich nie potrafią... Jeden zachorował, drugi wyjeżdża... co tu robić? Do matki wielebnej radzić się lecę, jakim sposobem jaknajprędzej wynaleźć innych...
— Matko Norberto!
— Bo to, widzi siostra, lekcye przerywać