Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 02.djvu/060

Ta strona została uwierzytelniona.

cież cisza i samotność celi nie wywarły na nią zwykłego wrażenia. Wnet po zapaleniu lampki rozpoczęła według zakonnego swego zwyczaju rachunek sumienia; ale, że było ono obarczone ważnym grzechem, poznawała to po wielkim, bolącym ciężarze, który pierś jej uciskał i był podobny do połączonych z sobą uczuć trwogi i żalu. I uczucia te i grzech swój, wraz z ich źródłem, ona musiała określić przed sobą jasno i szczerze, aby nie popełnić zbrodni w jej oczach największej — obłudy względem Boga. Kłamać, ukrywać, osłaniać choćby cokolwiek przed Bogiem, więc oszukiwać Tego, który dał jej wiarę i nadzieję, wówczas, gdy wszystkie wiary i nadzieje była postradała, który ją utulił w słodycz i wiekuistość nieba, wówczas gdy drżała i szalała z bólu nad goryczą i znikomością ziemi, — byłoby czynem nizkim, którego nawet zaczątek powstać w niej nie mógł. Więc twarzą w twarz z najgłębszą swoją myślą, powiedziała sobie, że to dziecię, dziś w oszklonej kapliczce przed świętym obrazem ujrzane, wywarło na nią pociąg zupełnie ziemski i niezmożony.
Nie, przed sobą, ani przed Bogiem ukrywać, ani osłaniać nie chciała, że wiedziała dobrze, kim jest to dziecię, jakiemi oczami na nią spojrzy, jakie podobieństwa i przy-