jak człowiek i jego uczucia, które, niewinnością i wspaniałością im są podobne, a w jego trującym oddechu zmieniają się w nagie i zgniłe badyle.
Wszystkie zresztą płody i zjawiska ziemi, dobre czy złe, są cieniami, które płyną, płyną przez ocean czasu, wzajemnie wypierając się, i nikną w nieskończoności. Nic nie trwa. Nie ma na ziemi takiej rzeczy, w dziedzinie materyi i ducha, któraby mogła nie uledz rozkładowi, więc zgniliźnie. Zarówno chmury, jak kwiaty, członki człowieka, jak jego nadzieje, są obecną lub przyszłą, dokonywującą się lub dokonaną, zgnilizną. Śmierć toczy wszystko, jak robak — drzewo. Komórki, składające tkaniny ciała nowonarodzonego, umierają w pierwszym już dniu jego życia; zastępują je nowe, które jutro umrą, aż przyjdzie dzień, w którym nie przybędą już żadni zastępcy i obietnica trupa stanie się jego spełnieniem. Bo tylko śmierć obietnice swoje spełnia, ale czyni to już niezmiennie i powszechnie. Zresztą, wszystko ma usta pełne przyrzeczeń, a nic ich nie dotrzymuje.
Całe stworzenie, od wierzchu do dna przestrzeni i od krańca do krańca czasu, przebiega nieunikniony, powszechny duch zniszczenia i przenika nieskończony, powszechny, jęk zawodu. Stwórco, oto twój świat!
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 02.djvu/068
Ta strona została skorygowana.