Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 02.djvu/104

Ta strona została skorygowana.

ciasne, nigdy nie uczęszczane podwórko, z bardzo wysoko wznoszącem się, gęsto okratowanem okienkiem, za którem, w wiecznym zmierzchu i nieprzerwanej ciszy, żyły i cierpiały dwie zbrodniarki i trzy święte.
Powszechne też było zadziwienie i wzruszenie na wieść, że siostra Mechtylda prosiła przełożoną o pozwolenie zamieszkania celi siostry Kajetany i wstąpienia w ślady trzech doskonałych ascetek klasztornej przeszłości, o których istniały podania, że włosiennicy nie zdejmowały z siebie nigdy, po kilkadziesiąt dni z rzędu nie jadały, w trumnie sypiały, a przez ostatnie lata swych istnień, nie przestąpiły ani razu progu schronienia swego i do żadnej istoty ludzkiej ani jednego słowa nie wyrzekły. Wszystko to przechodziło wyobraźnię i możność bardzo nawet nabożnych i dość srogo umartwiających się sióstr, inne, chłodniejsze, wprost grozą napełniało. Nie zdziwiły się też wcale wiadomością, że matka wielebna, na swoję tylko odpowiedzialność sprawy tej brać nie chcąc, dla rozstrzygnięcia jej do kapitulnej sali na na naradę wezwała matki, czyli starszyznę zgromadzenia, złożoną z zakonnic, które już około lat dwudziestu przeżyły w ślubach zakonnych. Co tam podówczas w wysokiej sali, dokoła marmurowego stołu, otoczonego ada-