Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 02.djvu/116

Ta strona została skorygowana.

pełnie ciemnych załomów i jak drabiny wązkich, kołyszących się pod stopami wschodów.
Na chórze nawet, do którego przychodziła zawsze, rozległa się dokoła niej samotność. Siostry, sąsiednie miejsca zajmujące, rzadko tylko i nieśmiało podnosiły na nią oczy; żadna z małych albo podrastających dziewczynek obok jej ławki nie klękła, bo nuż którąkolwiek pochwyciłaby ona tak, jak Klarcię, na gorącym uczynku roztargnienia i swawoli! Gdzieindziej zbijały się w gęstszą nieco kupkę, to miejsce, pośród wszystkich innych, pustem pozostawiając. Siostra Mechtylda spostrzegała, to i spokój jej wzrastał. Świat usuwał się i oddalał od niej w jedynych już chwilach i w jedynem miejscu wzajemnych ich spotkań. Przez wszystkie te dnie mogłaby tu do żadnej żyjącej istoty jednego słowa nie wymówić i usta otwierać tylko do rozmowy z Bogiem, gdyby nie codzienne, stanowczo jej przez zwierzchność nakazane, lekcye w nowicyacie.

VII.

Nowicyat był wielką, czworokątną, wysoką salą, z którą łączyły się sypialnie probantek i nowicyuszek wraz z celą zakonnicy,