alda do sali nowicyatu weszła i po wymówieniu zwykłego nabożnego pozdrowienia, któremu wszystkie obecne osoby chórem głosów odpowiedziały, usiadła przy stole, na stołku zupełnie takim, na jakich siedziały próbantki i nowicyuszki. Przychodziła tu na jakąś jednę poobiednią godzinę zawsze, ilekroć nie przeszkodziły jej w tem pilne klasztorne sprawy, lub reumatyzmy, na które wskutek wilgoci murów cierpieć zaczynała. Lubiła to miejsce widne i słoneczne, z dużą przestrzenią za oknami, w zimie białością śniegu, a w lecie zielonością trawy usłaną. Lubiła też może patrzeć na niezgasłe jeszcze rumieńce młodych próbantek i godziny codziennej obecności swojej tutaj używała dla nauczania niektórych z pomiędzy nich roboty sztucznych kwiatów, w której posiadała smak wytworny i wielką wprawę. Dziś także, pomiędzy dwiema próbantkami robiącemi kwiaty usiadłszy, wzięła do rąk odpowiednie materyały i narzędzia, i pilnie zajęła się układaniem cieniutkiej materyi w kształt różowego kielicha, — ale milczała. Widokiem i szczebiotem siostry Wincenty na chwilę rozweselona, zamyśliła się znowu głęboko... kto wie, czy nad sprawami klasztoru, lub duszy własnej, lub na zawsze opuszczonego świata? Nie była posępną, ani zagniewaną, tylko trochę stro-
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 02.djvu/124
Ta strona została skorygowana.