skaną i smutną. Po dość długiej chwili podniosła głowę i we wzniesionych nieco rękach ukazała przedziwnie kształtny i delikatny kwiat powoju, który do zielonej gałązki drucikiem przymocowany, łudził wybornym pozorem natury.
— Bardzo dobrze. Girlanda z takich powojów pięknie przyozdobi ołtarzyk Najświętszej Panny Łaskawej. Rozpogodzona uśmiechała się do swojej roboty. Potem, nieco monotonnym, do odmawiania modlitw widocznie przyzwyczajonym głosem, mówiła dalej:
— Praca uspokaja, praca pociesza, praca usposabia serce do cierpliwego znoszenia cierni życia i lepszego cieszenia się z jego darów. Bóg stworzył smutek, troskę, pokusy, potrzeby i naprzeciw nim wysłał pracę, mówiąc jej: »Pocieszaj, uciszaj, broń, karm, przyodziewaj!«
Powieki siostry Mechtyldy podniosły się i wnet znowu opadły, ale w tem mgnieniu oka strzelił z pod nich ku Matce Romualdzie surowy i ostry błysk, z ust jej wyszły też ciche, pokorne, lecz trochę syczące słowa.
— Praca bywa często służebnicą grzechu, a owoce jej są znikome. Wszystko jest zagrożonem przez zło i wszystko przemija. W Bogu tylko obrona, pociecha, nasycenie i wieczne trwanie.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 02.djvu/125
Ta strona została skorygowana.