wytworzenia w klasztorze rodzaju dysydentyzmu, narzucenia zgromadzeniu swego całokształtu wiary, przez walkę z tym, który szerzyła jego zwierzchniczka?
Przełożona podniosła głowę i już odpowiedzieć miała, gdy widok biegnącej przez dziedziniec matki Norberty uwagę jej w inną stronę skierował. Mistrzyni pensyi biegła przez dziedziniec po swojemu, więc jak wicher, z rozwianemi skrzydłami welonu, tak piętami o ziemię mocno uderzając, że na murawie nawet sprawiało to głośny tentent. Wielki kłopot i niemniejsze zmartwienie malowały się na jej grubych, energicznych, żółtą skórą obleczonych rysach, a biała opaska aż do połowy czoła podniesiona ukazywała brwi czarne i gęste, gdy szerokim krokiem próg przestępując, mówić zaczęła:
— Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! A to szczęście, żem nakoniec matkę wielebną znalazła! Byłam w celi — niema, na chórze — niema! No, myślę sobie, pewno w nowicyacie: kwiaty robi i o świętych opowiada. To na chwałę Pana Boga, niema gadania, ale na pensyi, nieszczęście... co tu robić? co tu robić?
Zdyszana na stołek upadła, białą opaskę na brwi ściągnęła i, zapytań matki Romualdy nie słuchając, dalej mówiła:
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 02.djvu/129
Ta strona została skorygowana.