Oprócz tych rzeczy kapitalnych mnóstwo pomniejszych. Uczty tłumne, toasty huczne, mowy głoszące cześć moją w językach rozmaitych, przysmaki stref wszelkich, pocałunki ust niezliczonych, — pyłki przelotne, coraz nowe, od których życie iskrzyło się, jak pas brylantowy, przesuwany pod światłem słońca, gdy w pobliżu trąby i kotły grają fanfary tryumfalne. Było ono jeszcze podobnem do tych win greckich, w których ogień Falerna mieszano z miodem Hymetu. Paziowie z twarzami amorów podawali je biesiadnikom, wyciągniętym na purpurach, z kraterów złotych, pod deszczem róż, przy dźwiękach lutni, skokach tancerek, zefirach roznoszących wonie mirtów i migdałów, — oko w oko z roziskrzonym gloryą wieczną szczytem Parnasu!..
Nagle — pokój ze spuszczonemi storami, napełniony zmrokiem, z żółtym płomykiem kuchenki naftowej, nad którą jakaś kobieta nieznana, w białym czepku i fartuchu przyrządza jakąś mieszaninę apteczną z ohydną wonią. Leżę w pościeli; oczyma, których powieki ciężkie przymykają się co moment, spoglądam na obicie ścian, po którego tle