Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 02.djvu/163

Ta strona została skorygowana.

— A toż dlaczego? — zapytał ze zdziwieniem.
— Wiedziałbym teraz, czy bacillus może zjeść wraz ze mną i mój talent.
— Geniusz — poprawił lekarz.
— Geniusz — powtórzyłem; otóż wiedziałbym teraz, czy mój geniusz, zarówno jak wątroba, prędzej lub później zmieni się w gazy i sole?
— Ależ, panie kochany, wcale nie wiedziałbyś o tem, tak samo, jak teraz nie wiesz...
— Jakto? Gdybym był uczonym? Wielkim uczonym?
— Gdybyś był nawet większym uczonym, niż jesteś artystą, nie wiedziałbyś o tem ani słowa. Nikt o takich rzeczach nic nie wie.
Gniew mię zdjął.
— Więc pocóż ślęczycie nad naukami!
— Szukamy prawdy.
— Skoro jednak nie objaśnia ona tego, co najważniejsze?
— Ważnem dla nas jest służenie człowiekowi...
— Którego ostatecznie bacillus zje, albo wiatr zwieje z ziemi.
Doktor był niezadowolonym.
— Mój drogi panie, o tych rzeczach najlepiej jest nie myśleć. To są absoluty niedoścignione, i przypatrywanie się im zbyteczne