się, oburza, nie chce... Gdybyś sto lat przekonywał mię, że powinienem ograniczyć się tem, co względne, ale nasze, krótkie, ale jedyne, nie spełnię tej powinności, bo mam w sobie coś, co bez końca i bez ratunku zapytuje o bezwzględność i pożąda wiekuistości. Szczęśliwy po stokroć, kto tego czegoś nie ma w sobie! Ale któż nie ma?! I jam nie miał długo. Ograniczałem się, nie myśląc nawet o tem, że się ograniczam; lecz wartki potok stanął, gałązka opadła nad paszczę otchłani. Co tam w jej wnętrzu? Boże! Co we wnętrzu, co w tych bezdennych dla oka mego głębiach?
Nie myśleć! Nie myśl szczęśliwie, jeżeli możesz; dla mnie to niepodobna. Zbyt wysoko ceniłem zawsze pochodnię palącą się w głowie mojej, abym ją gasić miał teraz, gdy wyrzuciła z siebie blask ponury. Nie trzeba było zaczynać. Szczęśliwy stokroć, kto nigdy nie zaczął myśleć. Czy jest zresztą taki? Może. Co do mnie, skoro bacillus sprawił, że zacząłem, muszę, co więcej, chcę, pomimo udręczenia, które życie obrzydza, chcę zanurzać się w myśleniu o nędzach i zagadkach życia, jak w czarnej wodzie...
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 02.djvu/165
Ta strona została skorygowana.