Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 02.djvu/181

Ta strona została skorygowana.

w ten sposób przebierał palcami wtedy tylko, gdy czuł się zakłopotanym.
Nakoniec, po godzinie rozmowy, wsteczna myśl wysunęła się naprzód i wyraziła się w zapytaniu: »Czy nie myślę tak, jak on, że ślub nasz z Oktawią odłożonym być powinien na kilka miesięcy, pół roku, na rok może, słowem, do zupełnego wyzdrowienia mego?« Miałem zadziwić się, bom już przecie wyzdrowiał był zupełnie, lecz zdziwienie moje zatrzymanem zostało w drodze przez jego spojrzenie na moje prawe ramię. Było to spojrzenie mimowolne, błyskawicznie szybko powściągnięte, lecz, jak błyskawica, oświeciło przedemną mózg jego. Jak w książce otwartej wyczytałem w tym mózgu oględność ojcowską. Ale miał też łzy w oczach. Obok oględności ojcowskiej był w nim żal przyjacielski i wypychał mu z gruczołu łzawego kroplę wilgoci. Niemniej do zapytania uprzedniego dodał uwagę, że w chwili obecnej termin ślubu mojego z Oktawią nie może, stanowczo nie może być stale określonym.
Zrozumiałem — i pierwszym popędem moim było powiedzieć, że termin ten określam wyrazem: nigdy! Lecz uczułem w sercu ból nieznośny i coś krzyknęło we mnie wielką tkliwością dla tej, którą kochałem i wielką nad nią litością. Ona zależy od woli człowieka