zwyczajenia i t. d. szwankują. Cóż wtedy czynić? Załamać ręce nad grobem szczęścia? Zrazić się do istoty niedoskonałej? Jej i swoje życie napełnić rozstrojem? Cóż z tego wynika? Pchanie dalej po drodze ułomności i zła tej istoty i samej siebie — tylko. Jedyny ratunek powiedzieć sobie: „Obojeśmy ludzie biedni, ułomni, niedoskonali, obojeśmy wystawieni na złe wichry, wiejące na zewnątrz nas i z wewnątrz, istoty słabe, zmuszone do ciężkiej walki z materyą i z duszami własnemi. Los nas połączył, jesteśmy kamieniem węgielnym domu, więc jednego z ogniw społeczeństwa, dwoma skrzydłami rozpostartemi nad gniazdem, z którego wyłania się przyszłość społeczna, więc zamiast zrażać się do siebie, znienawidzać się, poić się goryczą, bądźmy sobie litościwi, pobłażliwi i nawzajem, nad wyplenieniem u siebie zła, nad rozszerzeniem roli dla dobra, pomocni. Czyli usiłujmy ulepszać się, wzmacniać się, jedno drugie, nawzajem. Jeżeli mam czegoś dobrego więcej, niż on, to się z nim dzielić będę, pilnie patrząc, czy on nie ma jakiejś zalety, cnoty, której mnie brak, a którą wziąć mogę od niego“. I pracować nad tem, aby uczynić jego lepszym czy wyższym przezemnie, a siebie lepszą czy
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - O małżeństwie.djvu/03
Ta strona została uwierzytelniona.