Strona:PL Eliza Orzeszkowa - O złych humorach.djvu/11

Ta strona została uwierzytelniona.

aforyzm ten powtarzam, z głębokiem o jego prawdziwości przekonaniem. To rzecz zadziwiająca, jak ten wczorajszy anioł przerobił się dziś na szatanka! Co mu się stało? E! nic ważnego! Niedomaga nieco na żołądek; albo: zdenerwowała go noc niedobrze przespana.
Nie widziałaśże, droga, metamorfoz takich, sprawianych przez bóstwa wcale do Owidyuszowych niepodobne? I powiedz, czy nie mam słuszności, utrzymując, że złe humory to nadewszystko choroba fizyczna i... lâchons le mot — fizyczno-moralne kalectwo?
Ale nie taka choroba i nie takie kalectwo, nad któremi — jak na przykład nad suchotami, rakiem, albo garbem i jedną nogą krótszą, drugą dłuższą — człowiek nie mógłby władzy objąć i powściągnąć je, lub z siebie zrzucić.
Czyliż nie jest rzeczą upokarzającą, zawstydzającą, nawet niemoralną, nawet nie estetyczną, aby od kilku kropel żółci więcej niż trzeba, od powolniejszego nieco niż trzeba ruchu jelit, od nieco większej lub mniejszej prężliwości jakiegoś nerwu, zależała nasza dobroć i dostojność ludzka, aby, co więcej, zależały od nich spokój czy udręczenie otaczających nas serc?