prostu, myśl jej ucieka od tego ze strachem przeraźliwym.
Więc nietylko w oczy, ale i za oczy, nietylko postępkami, lecz uczuciem i myślą nie trzeba nic czynić przeciw Klemuni; ani wyrzekać na nią, ani płakać z jej powodu, bo nuż te łzy...
Powiadają, że łzy skrzywdzonych przynoszą krzywdzącym nieszczęście, a przecież była to krzywda, krzywda. Otóż i znowu myśl zła i niepotrzebna. Taką walkę miłości z boleścią, przebaczenia z urazą, toczy już od kilku tygodni i, doprawdy, czasem już wolałaby nie żyć.
Cel, do którego dąży, niedaleko. Trzy okna u szczytu wysokiej kamienicy, nad dachem. Dwa pokoje z kuchenką na strychu, za które właśnie wczoraj, pieniędzmi zapracowanymi w zakładzie krawieckim, zapłaciła półroczne komorne. Kiedy przyniosła pokwitowanie właściciela domu, pragnęła, aby matka choć pogładziła ją po twarzy, choć powiedziała jej jakie miłe słówko. Nie uczyniła tego. Odkąd Klemunia jest zaręczoną i chorą, nic oprócz niej na świecie nie widzi. Kiwnęła głową, schowała kwit do szkatułki i dalej czytała Klemuni leżącej na szezlongu. Ten szezlong — to ona także kupiła dla chorej siostry. Klemunia, uradowana, zarzuciła jej ręce na szyję i serdecznie ją ucałowała. A ona od tego uścisku siostry stała się pełną cichej i jakiejś żałosnej radości.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/018
Ta strona została uwierzytelniona.