u sań i karet nadjeżdżających, odjeżdżających. Bal! wielki bal!
W głębi skromnej bawialni, pani Antonina Tarczyńska, wdowa po jeometrze, siedziała na kanapie obok pani Anieli Szumskiej, wdowy po lekarzu. Obie panie mieszkały w jednym domu, bardzo się nawzajem szanowały i lubiły. Znajdowały się w tym wieku, w którym kobiety stają się mniej więcej do siebie podobnemi. Włosy siwiejące, czoła pomarszczone, oczy wklęsłe, wargi zwiędłe i zarysowujące nawet w uśmiechu linię zmęczenia lub goryczy. Staranne ubrania okazują, że obie panie życzą sobie utrzymać się w pewnym tonie, zdala od nędzy wstydzącej się żebrać.
Ciemne suknie i czarne czepeczki na siwiejących włosach, ale przy sukniach jakieś kokardki, frendzelki, a czepeczki przytwierdzone do włosów błyszczącemi szpilkami z bardzo lichego metalu. Wdowa po lekarzu jest trochę grubą, rumianą, z czerwonemi, krótkiemi rękoma. U wdowy po jeometrze szczupłość kibici, bladość cery, delikatność rąk, świadczą o słabem zdrowiu i niezatraconej w ubóstwie dystynkcyi. Matka Klemuni i Kazi ma pozór kobiety mocno zgryzionej już w zębach czasu i może dlatego kapryśnej; ale też i uczuciowości dużo maluje się na jej cierpiącej twarzy. Głosem cichym, powoli, lecz z zajęciem,
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/020
Ta strona została uwierzytelniona.