Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/023

Ta strona została uwierzytelniona.

Pani Aniela od przyjacielskiego współczucia uśmiechnęła się szeroko.
— A jakże! Tacy rozumni i wykształceni oboje!
— Żeby tylko nie ta jej choroba! — szepnęła wdowa po jeometrze i naraz zgasła jak zdmuchnięta świeca.
Na szezlongu, w cieniu komody, melodyjny choć przyciszony głos kobiecy mówił:
— Don Carlos, Childe Harold, Ernani, Konrad Wallenrod, Balladyna...
— Paru z tych dzieł nie czytałem.
— Przeczytamy je razem. Dobrze?
— Będę wdzięczny; będzie pani Beatryczą moją!
Pani Antonina mrugnęła powiekami ku sąsiadce.
— A co!
Sąsiadka odmrugnęła.
— Aha!
W tej chwili w kuchence, graniczącej z bawialnią, dało się słyszeć stuknięcie drzwiami, potem tupot nóg otrząsających śnieg z obuwia, potem szelest zrzucanej odzieży, aż do pokoju wbiegła dziewczyna mniej niż średniego wzrostu, z ruchami żywymi, z cerą i zarysem twarzy, które czyniły ją podobną do polnej róży.
Ciemne włosy miała rozrzucone od wiatru, uszy zaczerwienione od mrozu i usta śmiejące się, czerwone, jak koral.
Czy jej dobrze było, czy źle, czy miała ochotę