do śmiechu, czy do płaczu — zawsze wchodziła do domu z uśmiechem, albo ze śmiechem.
Dość tu było smutku i bez niej, z powodu słabego zdrowia matki, a teraz szczególniej, z powodu choroby Klemuni. Tego tylko brakuje, aby ona przynosiła tu z sobą dąsy, lub lamenty! Przytem pan Zbigniew nie powinien nigdy widzieć jej smutną. Żeby ją na kawałeczki krajano, jeszczeby w jego obecności nie jęknęła, ani zapłakała, lękając się, aby nie pomyślał, że jęczy i płacze nie od tego, że krają, ale od tego, że on ją porzucił. Więc śmiejąc się przebiegła pokój, pocałowała matkę w rękę, przyjaciółkę matki gdzieś około łokcia, a czyniąc to, mówiła żywo, głosem świeżym, jak wiosna.
— Co się to dzieje koło naszego domu! Co się dzieje! Resursa oświetlona, muzyka grzmi, powozów mnóstwo, a tak trudno rozminąć się z końmi, że uciekając przed nimi, kalosz zgubiłam.
— Bardzo interesującą historyę opowiadasz... — łagodnie, lecz nie bez smutnej ironii zauważyła pani Antonina.
— Panna Kazimiera zawsze w dobrym humorze, wesoła, jak szczygiełek, — uśmiechnęła się pani Aniela, i gdy Kazia, zgrabnie okręciwszy się przed kanapą, poszła ku szezlongowi, cicho szepnęła:
— Serce ma najlepsze, ale taka to już natura, otwarcie pani powiem, prosta, prozaiczna!
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/024
Ta strona została uwierzytelniona.