Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/025

Ta strona została uwierzytelniona.

Kazia po przyjacielsku uścisnęła rękę pana Zbigniewa.
— Dobry wieczór panu! Jakże sprawy dzisiejsze? Czy podpalacze poszli w świat, aby go znowu podpalać?
Pan Zbigniew odpowiedział:
— Poszli, proszę pani. Wygrałem sprawę.
Pochyliła się ku siostrze.
— Jakże się czujesz? Z rana było ci...
Klementyna z niecierpliwością przerwała:
— Nic mi nie było z rana i teraz czuję się doskonale...
Wstydziła się przed panem Zbigniewem tego, że choroba jej trwa tak długo, lękała się znudzić go, zrazić.
Kazia wiedziała o tem.
— To prawda — zawołała. — Wyglądasz znakomicie; widać, że wszystko już przeszło.
Klementyna zwróciła się do pana Zbigniewa.
— Od czego zaczniemy nasze wspólne czytanie?
— Ułożenie programu należy do pani.
— Więc od jutra «Don Carlos».
Uderzyła w dłonie; oczy jej świeciły w cieniu, jak brylanty.
— Ach, jak to będzie miło, miło, codzień czytać wspólnie jaką godzinkę... Ale... czy pan umie po niemiecku?