— A mama? mama?
— Otóż-to, mama. Dlatego powiedziałem wszystko. Mama także ma wadę w biednem, zmęczonem ciele... nie sercową, inną, ale taki cios... Co tam długo mówić? W razie czego, trzeba ją przygotować, wzmocnić, otoczyć staraniami... broń Boże taką nowiną, jak obuchem w łeb uderzyć; ani samej jednej nie zostawiać... Rozumiesz? Zresztą, w razie czego, pobiegnij po mnie.
Odsunął ją od siebie, wziął kapelusz, biegł ku drzwiom.
Od połowy pokoju wrócił.
— Tylko nie lękaj się bardzo. Wszystko jeszcze może być dobrze. A sama, zdrowa jesteś, co?...
— Jak ryba! — z zapałem zawołała.
— I serce zdrowe? co?
Powieki jej zamrugały prędko, prędko, twarz znowu stanęła w ogniu, ale z błyskiem białych zębów wśród warg uśmiechniętych zażartowała:
— Niech pan doktór będzie łaskaw przez tę swoją trąbkę osłucha mi serce, a przekona się, że zdrowe.
Tego wieczora pan Zbigniew pozostał do późna i obchodził się z Klemunią, jak z chorem, najdroższem dzieckiem. Nadskakiwał jej, chodził na palcach, sam nalewał lekarstwo do kieliszka i brzeg kieliszka przykładał jej do ust.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/034
Ta strona została uwierzytelniona.