Po kilku minutach, przynosząc siostrze zalecone pożywienie, z pogodą we wzroku i bardzo grzecznie zapytała pana Zbigniewa:
— Może pan chce herbaty? Jest gotowa.
Wysoka, wysmukła, z ruchami, które pomimo osłabienia miały skończoną gracyę, z włosami, które, uwolnione od szpilek, opadły na plecy płaszczem z czarnego jedwabiu, Klemunia wstała z szezlonga i zachwiała się na nogach. Matka podbiegła, objęła ją, zaprowadziła do łóżka, ucałowała ostrożnie, aby nawet pocałunkiem zbyt silnym nie urazić — nad jej głową zakreśliła w powietrzu kilka krzyżyków i powiedziała Kazi, aby dopomogła rozebrać się siostrze. Sama odeszła do izdebki za kuchnią, gdzie od pewnego czasu sypiała. Była to dawniej izdebka Kazi, ale pani Antonina miewała przy chorej córce noce niespokojne i z namowy lekarza przeniosła się do ustronnego kąta. Jaka tam jest ta jej druga córka, to jest, ale chorej siostry strzedz będzie, jak oka w głowie; o tem pani Antonina nie miała żadnej wątpliwości.
Klemunia mówiła z cicha:
— Żebyś wiedziała, Kaziu, jaka ja jestem szczęśliwa! Pan Zbigniew taki dobry! O mnie tylko myśli. Ten dom z ogródkiem, który zawsze tak się podobał i mnie i tobie, pan Zbigniew...
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/036
Ta strona została uwierzytelniona.