Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/037

Ta strona została uwierzytelniona.

Tchu jej trochę zabrakło.
— Zbigniew, śliczne imię, prawda? Otóż w tym domu z ogródkiem, pięć pokojów...
Brak tchu był jeszcze większy.
— Nie mów już nic, Klemuniu; gdy rozbiorę cię i będziesz spokojnie leżała, opowiesz wszystko.
Błękitny szlafroczek, zdjęty lekkiemi jak motyl rękoma Kazi, już leżał na krześle; Kazia przyklękła i zdejmowała z drobnych stóp siostry śliczne pantofelki z pomponami. Nad pochyloną jej głową przeleciał szept:
— Tak mi nie dobrze, Kaziu!
Ręce, zdejmujące drugi już pantofelek, drgnęły; Klemunia jęknęła.
— Tak nagle zdejmujesz!
— Przepraszam, Klimciu!
— Bo widzisz, jestem ci wdzięczna, ty dobra, ale kiedy ten okropny ból w piersi nadchodzi...
— Czy czujesz, że nadchodzi?
Wtem nagle za oknem coś huknęło, zagrzmiało, zaśpiewało i — umilkło.
— Jezus, Maryo! — krzyknęła Klemunia i z obłąkaniem w oczach zaczęła szeptać:
— Co to? co to? co to?
Kazia ogarnęła ją ramionami i do piersi przytuliła.